rysowała
na piachu kółka krzyże i proste
z
kółek wykluł się obłęd poza mną nic już
nie ma
krzyże
w plecy a z prostych ni to klatka ni obręcz
coś
zaciska się wokół jakby chciało pogrzebać
plany
trochę nie w porę kalendarze na wyrost
chory czas stąpa wolniej i odlicza pejzaże
zbyt
odległe historie które snują się płynąc
niczym
rzeka pod górę z biegiem wizji i zdarzeń
to nie klatka
pomyśli lecz od bioder do szyi
zesztywnieje
w uścisku pół kochanka pół cienia
potem
w ciało już tylko stal się wtopi jak gdyby
przebić
mogła na wylot marny puchu umieraj!
liczył długo i czule stada piegów na
plecach
i po jednym krzyżyku wyszarpywał ze
skóry
ektoplazmą spryskując pożar który sam
wzniecał
byle iskrą krzesaną z ciała czarcim
pazurem
złota klatka to przecież - każdy ptak
chciałby taką
cal przy calu i ciaśniej bo bezpieczniej
jest wtedy
kiedy uciec nie można ani oprzeć się
kratom
kiedy wybór jest ledwie między nie mieć i nie być
spadną kartki i daty nie pamiętaj co
było
kto odleciał - chciał latać kto posadził
- niech zbierze
jedno na sto istnienie albo jedno na
milion
wije gniazdo wśród prętów mówiąc
tak - tu należę!
2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz