ktoś
mi zamienił płuca na skrzela
usycham
w sobie a kiedy wołam
głos
grzęznąc w gardle tkanki rozdziera
niesiesz
mi wodę w dziurawych dłoniach
niesiesz
mi oddech jak z mount everest
chociaż
to tylko schody nic więcej
całkiem
niespiesznie nie wiesz że przecież
nigdy
w nas takiej zimy nie będzie
niesiesz
mi ciszę i tylko taką
w
moim akwarium mam zamiast wody
znaczą
mnie słowa nic już nie znacząc
szkło
się wypełnia znów do połowy
2015
ktoś
mi zamienił ręce na macki
resp.
ktoś
mi zamienił oczy na niby
szklane
półkule które z piszczeli
hutnik
wydmuchał formując krzywym
obraz
zbyt sczezły by go powielić
niesiesz
mi w ustach biały algorytm
w
workach woreczkach linię nie linę
pokal wciąż pusty jest do połowy
tysiąc
sto stopni puszcza mnie z dymem
niesiesz
widoki pełne załamań
fal
co udają słodki koloryt
pył
tylko znajdziesz już nie ta sama
nic
już nie będzie jak do tej pory
2016
resp.
i
zamiast ramion inne ramiona
wiją
się wije w pląsie zajadłym
żeru
szukając po wszystkich stronach
przyniósł
atrament na końcu pióra
roje
korników które dynamit
wskroś wydrążyły ryjąc pod skórą
niebo
się całe zdjęło ciarkami
przyniósł
i poległ jeszcze lubieżne
odgłosy
ssania kreślą na ustach
kreskowokrwawe
kody bezgrzesznie
zostały
tylko macki i pustka
2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz