mokry
krawężnik obok kasztany
jakby
nie czuły śmierci i chłodu
wlokę
się między żywym a martwym
szukając
strzałki z napisem młodość
świt
coraz cięższy i coraz więcej
waży
podbiegła wstydem powieka
odkąd
bezradność skleja mi ręce
nic
tylko stoję nic tylko czekam
nocą
pasjami zwołuję lata
twarze
ze śladem czaszki z wyłomem
i
znad kominów dławiący zapach
i
ledwie tyle tulę po tobie
puszczona
z dymem wracasz jesienią
kiedy
tak trudno utrzymać łyżkę
wilgoć
się wkrada palce sztywnieją
sztywnieją
myśli chciałbym nie myśleć
chciałbym
raz jeszcze kląc na potęgę
i
za nic mając huki wystrzałów
przywołać
tego kim już nie będę
którego
siebie już zapomniałem
2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz