mamie
ja
dzisiaj odchodzę
znów jestem w podróży
z łez na ziemi maki
i chabry i róże
z krwi na tej szpitalnej
podłodze bez złudzeń
że to tylko sen
szumią
buki w Karwi
słoneczną jesienią
biegnę do nich miły
sto metrów nad ziemią
co się sypie nagle
i nie mam już ramion
żeby objąć cię
nawet
pod ciężarem
marmuru czy śniegu
falą będę która
z tęsknoty do brzegu
wraca przypływami
rozmyty to szczegół
na granicy dnia
wczoraj jeszcze obok
bezbronna jak dziecko
łapiąc oddech kablem
monitorem kreską
wciągam w nozdrza wolność
wdycham w płuca wieczność
palcem sięgam gwiazd
znów jestem w podróży
z łez na ziemi maki
i chabry i róże
z krwi na tej szpitalnej
podłodze bez złudzeń
że to tylko sen
słoneczną jesienią
biegnę do nich miły
sto metrów nad ziemią
co się sypie nagle
i nie mam już ramion
żeby objąć cię
marmuru czy śniegu
falą będę która
z tęsknoty do brzegu
wraca przypływami
rozmyty to szczegół
na granicy dnia
bezbronna jak dziecko
łapiąc oddech kablem
monitorem kreską
wciągam w nozdrza wolność
wdycham w płuca wieczność
palcem sięgam gwiazd
11.10.2023